niedziela, 11 stycznia 2009

Bania dawaj!

Nad naszymi głowami szybują z gracja kanie czarne, co chwila polując na pliszki i jaskółki. Z tego, co mówią Rosjanie Ob jest bardzo rybna rzeka. Sprawdzam to wędka ze ściętej brzozy. Sprawdzam godzinę, druga, czwarta, szósta. Nic. Pogryziony przez chmary meszek, lepki od repelentów, spocony od syberyjskiego słońca, mam dość. Coś we mnie pęka. Może działa tak zachód słońca. Skacze do wody. Przyjemnie chłodna, czysta i kojąca dla pogryzionej skory. Male rybki skubią włosy na rekach i nogach wywołując u mnie napady śmiechu . Czuć prąd rzeki. Jest bardzo mocny. W końcu to naprawdę potężna rzeka. Wychodzę. Ciuszki susze przy ognisku, zajadam z Rosjanami orzeszki cedrowe i delektujemy się piwkiem. Rosjanie graja rzewne pieśni i pięknie śpiewają. Najbardziej podoba mi się pieśń "Gdzie szumi klon". Wtem wpada gospodarz i pyta czy ma ktoś ochotę na banie? Długo nie czekam. Bania dawaaj!!!
Trzy pomieszczenia, wszystko z drewna, pomiędzy drugim a trzecim stoi wielki gliniany piec.
Wokół porozstawiane miski z woda. Dzięki nim powietrze staje się cięższe od pary i zapachu brzozowych olejków eterycznych.
Gdy spojrzeć na ściany, wiszą brzozowe gałązki powiązane w miotełki. To nimi dokonuje się swoistego masażu - siekania po całym ciele.
Bardzo przyjemna rzecz. Działa jak dobry masaż. Pierwsze pomieszczenie jest najchłodniejsze. Temperatura osiąga może 40-50 stopni.
W drugim czujemy się jak w przedsionku piekieł. Podejrzewam, ze temperatura jest taka, jak w zwykłej saunie. Trzecie pomieszczenie jest tylko dla twardzieli. Prawdziwy hard core!!! Tutaj długo nie da się wysiedzieć. Po wszystkich zabiegach ruskiego Spa wylewam na siebie wiadro lodowatej wody. Ubieramy się i idziemy do domku. W drodze woda wyparowuje z nas w oka mgnieniu. W zimie wskakuje sie do lodowatego śniegu. Ale śnieg i zima nie dla mnie.




Brak komentarzy: