niedziela, 11 stycznia 2009

Mińsk


















Wczesnym rankiem wjechaliśmy do Mińska.

Kolej miała na stać na stacji od 6-16.
Zdecydowaliśmy sie na opuszczenie wagonu i krotki rekonesans po
mieście.
Trzeba przyznać, ze szerokość białoruskich ulic jak i chodników, to
tylko marzenie dla przeciętnego Polaka.
Na szosach przeważały samochody stare, ale jeżeli zdarzyło się
jakieś nowe, to było to auto luksusowej marki. Zarówno stare jak i
nowe miały wspólny mianownik. Były bardzo zadbane.
Przypuszczam ze to ceny aut zachodnich są przyczyna ich
poszanowania.
Architektura miasta oszałamiająca. Zarówno przez detale, jak i
rozmach.
Wszystkie budowle aż krzyczą swa monumentalnością. Krzyczy tez
wszechobecny symbol nawołujący lud do ciężkiej pracy sierpem i
młotem.
Nie dziwi wiec diadia Wolodia na centralnej pozycji parku
uniwersyteckiego.
Świeże kwiaty pod pomnikiem tawarisza Lenina przypominają o jego wielkich czynach.
Jedynie niepokorna ptica siedząca na głowie wodza narodów, nie rozumie powagi miejsca i bezceremonialnie zostawia na czole dobrego wuja sromotny prezent.
"Dziś każda muszka, każda ptica, każda pszczoła,
cala przyroda jedno imię Lenin wola!"

Pytam białoruskiego "pana władzę", chadzającego w katowickim spodku
na glowie, "izwienitie tawarisz, gdie restauran"?
Władza wskazuje nam dłonią miejsce gdzie cena kotleta pewnie równa
jest cenie kilkuletniego samochodu.
Uśmiecham się sie pobłażliwie i pokazuje mu pieniądze, którymi dysponuje,
dodając "student z polszy".
Z uśmiechem na twarzy wskazuje nam to, czego szukamy...


Brak komentarzy: