Po przekręceniu klucza i naciśnięciu klamki drzwi ustąpiły rysując przepiękny obraz marzenia sennego. Takich luksusów nam trzeba było. „Mongołek” był hotelem z opcją „All inclusive”.
.W pakiecie otrzymaliśmy samo rolujące się tapety, sprężyste łóżko z funkcją masażu wystającą sprężyną i zabytkowymi kocami z oryginalnym kurzem leżakującym od czasów Czyngischana, oraz orzeźwiającą wodę łamiącą potencjalnym napastnikom ręce i mrożącą im krew w żyłach. Pomyślano też o entuzjastach rodeo, mogących skorzystać z ujeżdżania niepasującej, dwa razy większej od sedesu deski. Jeżeli komukolwiek przeszłoby przez myśl, że został oszukany, naciągnięty, zrobiony w bambuko czy nabity w butelkę, ten mógł skonfrontować swoje wątpliwości dotyczące standardu hotelu z kwotą 2000 rubli na którą opiewał rachunek na dwuosobowy pokój.

Spałem kiedyś na skłocie. Ale nikt nie wyciągał mi za tą przyjemność z portfela jakichkolwiek papierków. Tutaj było to więcej niż prawdopodobne, że gdy opuścimy „apartamenty”, stracimy więcej niż 2000 rubli. Pokoju znajdującego się na pierwszym piętrze broniły bowiem obłuszczone z farby, niezdatne do zamknięcia w jakikolwiek sposób drzwi.
Spojrzałem Adze w oczy. Rozumieliśmy się bez słów. Trzeba było czmychać jak najszybciej. I tak za takie pieniądze długo nie pociągnęlibyśmy. Postanowiłem jednak dać tego dnia wolne bijącym się myślom. Odrzuciłem troski, które zawsze towarzyszą nowym sytuacjom. Zaparzyłem czaj i odważnie, wręcz brawurowo wyskoczyłem na balkon (upewniając się uprzednio kijem od miotły, ręką, a koniec końców... końcem stopy czy nasz apartamentowy balkon utrzyma ciężar ciała).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz